Podwyżka składek na ZUS
- 2 grudnia 2017
Projekt ustawy PiS, a dokładniej minister Rafalskiej, zakłada, że od 1 stycznia 2018 r. zostanie zniesione ograniczenie składek na ZUS. Na tym ruchu stracą pracodawcy, samorządy, jak i pracownicy, z których część zarobi mniej, a część nie dostanie obiecanych podwyżek. Zyskają natomiast Zakład Ubezpieczeń Społecznych i prezesi spółek Skarbu Państwa.
Bardzo dobrze zarabiający Polacy (zarobki sięgające powyżej 10.000 zł brutto miesięcznie) płacili składki na ZUS jak każdy obywatel. Ta sytuacja ulegała zmianie, kiedy w roku kalendarzowym zarobki przekroczyły 120.000 zł. Zgodnie z obowiązującą zasadą, nie płacili już ZUS-u do końca danego roku. Wynika to z faktu, że gdyby można było wpłacać do kasy ZUS składki bez górnego limitu, emerytury tych osób również byłyby nielimitowane. Krótko mówiąc istniało zagrożenie, że ludzie płacący pełne składki po przejściu na emeryturę będą otrzymywać świadczenia w wysokości kilkudziesięciu tysięcy złotych. Bankructwo ZUS byłoby nieuniknione i bardzo rychłe.
Projekt ustawy zakłada zniesienie górnego limitu składek – brzmi jakby niewinnie. Dzięki tej zmianie ZUS zyska przeszło 5 miliardów złotych. Jak wyliczają specjaliści 1 miliard wyparuje z pensji pracowników, a kolejne 4 miliardy z kont pracodawców. Jednak ta zmiana uderzy w budżety wielu firm, które już dawno zaplanowały swoje wydatki na 2018 rok. Podwyżek nie będzie na wszystkich szczeblach zawodowych, bo ustawa uderza w finanse całego przedsiębiorstwa.
Jest jednak pewna grupa społeczna, która zyska na zmianach w sposób znaczący. Chodzi o zarządy i dyrektorów Spółek Skarbu Państwa obsadzonych przez ludzi PiS. Jeśli prezes spółki zarabia 100.000 zł miesięcznie to w przeciągu 4 letniej kadencji PiS wygeneruje na swoim koncie w ZUS większą składkę niż gdyby pracował kilkadziesiąt lat za średnią krajową. Średnio po 4 latach pracy otrzyma około 5.000 zł emerytury. Wystarczy pracować dla dobrej zmiany, aby ustawić się na całe życie.
Problem jednak jest o wiele większy. I wbrew pozorom wyraźnie zaznaczył go poseł z PiS. Mowa o Tadeuszu Cymańskim. Przyznał on, że rząd „zaciąga weksel”, aby Polakom żyło się lepiej. I to prawda, bo w ciągu najbliższych kilku lat, kilku prezesom będzie żyło się lepiej. Ale ten „weksel” trzeba będzie spłacić i o tym już PiS nie mówi ani słowa. Złożymy się na to wszyscy, tylko z czego?